piątek, 30 grudnia 2016

Rok 2016 - podsumowanie prywatne

To był dziwny rok. Nie mogę go nazwać ani dobrym ani złym, bowiem nie zdarzyło się nic na tyle spektakularnego, co przegięłoby szalę na jedną lub drugą stronę.
Dziwny to dobre określenie. Mogłam w jego trakcie wyczuć pod skórą jakieś wibracje, mające lekko negatywny posmak. Z kim nie rozmawiałam, każdy mówił, że to niespecjalnie fajny rok. Teraz to pewnie brzmi dla Was jak śmieszne gadanie, ale taka jest prawda, jestem osobą niesamowicie wrażliwą i mam mocno rozwiniętą intuicję. Pewne rzeczy po prostu wyczuwam i tyle.
Co najbardziej utkwiło mi w głowie z tego anno domini 2016?




Początek roku. Warszawa. Spontaniczne fotki w hotelu, które miały nie zostać opublikowane, a jednak zostały.
Przesuwam granice, bo kiedyś wydawało mi się, że takie zdjęcia powinny zostać w prywatnym archiwum. A z drugiej strony która z nas nie chce czuć się seksownie, pięknie, jak dziewczyny z kolorowych czasopism? Granica dobrego smaku nie została przekroczona, mogę więc TE zdjęcia pokazać i Wam. Tak zrobiłam w styczniu, jestem dumna, bo wyszło ze smakiem, ale i ze "smaczkiem"... :)


O pefekcjonizmie - ten tekst to dość osobiste wyznanie, jestem takim neurotykiem perfekcjonistą, co to zawsze wszystko musi być naj... a nie zawsze się da...sama utrudniam sobie życie.. BO NIE MOŻESZ MIEĆ ZAWSZE CZYSTYCH BUTÓW


Kraków. Siedzi we mnie ten Kraków cały rok, jak zadra. Ktoś powiedział mi ostatnio, że być może jest mi pisany. Dziwne to, bo nie znoszę tego miasta, a ono mnie. A jednocześnie prawie je kocham...
Byłam w nim kilkukrotnie tego roku, zawsze w dziwnymi uczuciami i przeczuciami. Tylko tu ktoś życzył mi, bym zdechła, bo nie dałam pieniędzy na alkohol. W moim małym, ograniczonym zwykłą ludzką przyzwoitością rozumku nie mieści się nadal, jak można życzyć tak źle drugiemu człowiekowi. Przez gardło nie przeszłoby mi życzyć komuś (istocie ludzkiej!) śmierci.
Jednocześnie tak tu pięknie, pachnie historią za każdym rogiem. I ta Wisła taka jakaś majestatyczna, aż miło spacerować wzdłuż jej brzegów.
Wszystkie moje krakowskie teksty i zdjęcia - TUTAJ, TUTAJ, TU oraz TU




Finał Stylowych Zakupów z Dorotą Wróblewską - ciekawa impreza, w Krakowie oczywiście, na której stres zeżarł mnie od szpilek po czubek głowy. A szkoda, bo było to fajne wydarzenie modowe i towarzyskie. Poznałam wreszcie "na żywo" grono blogujących dojrzałych, fantastycznych dziewczyn, Marzenę, Marzannę, Krysię, Grażynkę, a także eteryczną Ewę z Mad Cat Fashion która była dla mnie odkryciem tej imprezy. Monikę, Gosię i Sonię miałam wielką przyjemność poznać wcześniej. Czułam się jak ryba w wodzie, dopóki nie musiałam pospacerować po wybiegu... Dla odświeżenia moja relacja TUTAJ


Fashion Philosophy Fashion Week Poland 14th, jak się okazało, jedyna tegoroczna edycja. Robiona "na szybko", niedbale, do samego rozpoczęcia imprezy nie było wiadomo, czy się w ogóle odbędzie. Wielka szkoda, bo przez poprzednie eventy to polskie święto mody wyrobiło sobie dobrą markę, ten ostatni pozostawia lekki niesmak. No i jesiennej edycji tego roku już nie było, zły to znak.
Więcej na ten temat przeczytacie TU




Ten tekst powstał w mojej głowie szybko, napisałam go jeszcze szybciej.
Moje przemyślenia na temat tego, co ważne i jak bardzo nakręcamy się w pragnieniu posiadania, spodobał się Wam bardzo, napisaliście pod nim wiele ciepłych słów. I dla mnie jest to tekst szczególny, nie tylko dlatego, że lubię zapach maja... KUP KONWALIE DAJ KOMUŚ KOGO KOCHASZ


Lato. Lipiec. Już od dwóch lat kojarzy mi się z szybkim wypadem do ukochanego Trójmiasta na największy w Polsce zlot braci blogerskiej i vlogerskiej, czyli See Bloggers. Długi weekend, który zawsze trwa zaskakująco krótko, zawsze również w doborowym towarzystwie.


Ulubiona sesja zdjęciowa z ubiegłego roku, autorstwa mojej Mamy. Ze słońcem w tle, na łące sąsiada w mojej rodzinnej miejscowości, na boho luzie - więcej TU




Wakacje na Zakynthos. Piękne miejsce, wymarzone jako cel podróży już dawno, wreszcie zrealizowane. Wysiadłam z samolotu (zestresowana jak nigdy! a już parę razy latałam) i poczułam się tak dobrze... Otuliło mnie wręcz to greckie ciepło i nawet brzydota lotniska nie zakłóciła mojego błogiego nastroju. Dotarliśmy za wcześnie, pokoje nie były przygotowane, za to mogliśmy już korzystać ze wszystkich atrakcji hotelu. Po śniadaniu przebrałyśmy się więc razem z moją towarzyszką w bikini i poszłyśmy poopalać się na basenie. Walizki, które ustawiłyśmy obok leżaków nie były jakimś wielkim problemem, a i po chwili inni goście z naszej wycieczki również dołączyli z bagażami do towarzystwa.
Potem było już tylko lepiej - ładny pokój, ogólnie ładny hotel położony w centrum Laganas, fajne towarzystwo. Zjechaliśmy samochodem kawał wyspy, obejrzeliśmy piękne miejsca, zakosztowaliśmy lokalnych specjałów. Było pięknie! A i polenić się z książką nad basenem zdążyłam, napić ouzo, spróbować mousaki. Moją pełną relację foto znajdziecie TUTAJ




W trakcie mojego późnego urlopu udało mi się również stworzyć PRZEWODNIK PO CZĘSTOCHOWSKICH SECOND HAND, projekt do którego robiłam kilka "podejść" wcześniej, ale zawsze brakowało mi czasu na sprawdzenie wszystkich miejsc, w których kiedyś bywałam. W końcu powstał i patrząc na statystyki i wasze wyszukiwania, cieszy się sporym zainteresowaniem. Chyba takich maniaczek buszowania w lumpku jest w okolicy Częstochowy więcej :)


A poza tym?
Nadal uwielbiam "Strangers in the night" Franka Sinatry.

Zakręciłam się totalnie na nową płytę Organka. "Czarna Madonna" absolutnie kultowa!

Chcę mieć psa. Bardzo. Ale mieszkam sama i szkoda mi futrzanej kulki, która zostawałaby sama na co najmniej 8 godzin dziennie, gdy jestem w pracy. Kiedyś kupię sobie domek, małą chałupkę z ogródkiem i zgarnę całą hałastrę niechcianych i niekochanych psów, którym dam prawdziwym dom.

Jesienią obcięłam włosy, teraz żałuję i czekam z niecierpliwością, aż odrosną :)

Za to zaczęłam malować paznokcie lakierami hybrydowymi i bardzo to sobie chwalę. Dwa tygodnie pięknego połysku bez odprysków!

Taki to był właśnie rok!
W przyszłym życzę sama sobie więcej spokoju i dystansu, pięknych podróży i samych fajnych ludzi na swojej drodze.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

ugly UGG



Ten model butów dziewczyny w wieku lat 12 - 80 plus kochają, lub... nienawidzą. Nie istnieje nic pośredniego.
Bo szerokie to takie jak kacze łapki, średnio zgrabne, o wysmukleniu nogi mowy być nie może.
Za to ciepluteńkie (100% owcza wełna wewnątrz) i miłe. Latem zaś podobno stopy się nie pocą, bo są to same materiały naturalne, przepuszczające powietrze.
Australijskie firmy EMU i UGG produkują takie skórzano-futrzane płaskie kozaczki i to od ich nazw wzięły się potoczne określenia tych butów, a więc "emu" i "uggi".
Od kilku lat myślałam nad zakupem takiego obuwia, bowiem tanie nie jest. Mam również wątpliwości, czy z tym "nieprzegrzewaniem" latem to prawda.
Ale skusiła mnie ich wygodna płaska podeszwa no i ciepełko, rzeczywiście na mrozie można mieć tylko cienkie skarpetki a buty dają radę! Udało mi się trafić na czarne, klasyczne w bardzo promocyjnej cenie, nie zastanawiałam się więc długo.

Reszta zestawu również na luzie, poświątecznym luzie.
Męski sweter zarzucony na białą koszulę, na to kraciasty szal, który dzięki guziczkom można przerobić na poncho. No i moja czarna beanie, której chyba należy się już emerytura.





Zdjęcia by D.


Sweter/sweater - Sawille Row
Koszula/shirt - MarcCain
Jeansy/jeans - TopShop
Szal/scarf - no name
Buty/boots - UGG
Czapka/hat - no name

środa, 21 grudnia 2016

Black cap



Noszenie szali i chustek pod paskiem jest moim ulubionym sposobem na okiełznanie zimowej garderoby. Zapewnia izolację przed zimnem, a jednocześnie całkiem fajnie wygląda.
Ma chyba tylko jeden minus - moje włosy nie lubią takiego otulenia nawet od dołu, elektryzują się jak szalone. Naiwnie myślałam, że bardziej je okiełznam, gdy będą krótsze. Nic z tego!
Wszelkie czapki zaraz po zdjęciu dają efekt postaci z kreskówek, którą ktoś podłączył do prądu - wiecie, włosy sterczą na wszystkie strony. Ratuje mnie chyba tylko kaszkiet... gdyż nie przylega dość ściśle.


 


Foto Ewa

Płaszcz/coat - Shein
Szal/scarf - Primark
Jeansy/jeans - Hoolister
Botki/boots - Zara
Torba/bag - Guess
Rękawiczki/gloves - Mohito
Kaszkiet/cap - no name
Pasek/belt - Bally

niedziela, 18 grudnia 2016

Classic beige coat



O klasycznym płaszczu w kolorze beżowym marzyłam od dawna.
Takim w dobrym gatunku, pasującym do mojej kolekcji chust i szali, a jednocześnie cieplutkim.
Mam już w wersji krótkiej, mogliście go oglądać już w wielu stylizacjach, jednak to bardziej cieplejsza marynarka niż stricte płaszcz.
Ja nadal szukałam, długiego i na dodatek dwurzędowego. Trochę w męskim stylu, dobrze skrojonego, bo przy niewielkim wzroście tego typu odzież musi się dobrze układać, by nie skracać sylwetki.
Trafiłam idealnie i gatunkiem (70% wełna, 20% polyester, 10% kaszmir) i fasonem.
Na dodatek to produkt polskiej marki TWIGGY SHOP, uszyty również w kraju.
Czuję, że pokochamy się na wiele sezonów i mnóstwo stylizacji.
Dziś jedna z nich, z wielkim kraciastym szalikiem i jeansami.
Nadal szukam w second handach jeansów z wysokim stanem, tzw. mom jeans, niestety są one bardzo modne więc ciężko trafić. Może upoluję takowe na wyprzedażach, które ruszą zaraz po Świętach.
Tymczasem zadawalam się starymi z Bershki, które mają jeden mankament patrząc przez pryzmat obecnej pogody - przez te dziury na kolanach czuję najlżejsze nawet podmuchy wiatru nie wspominając o mrozie :)




Zdjęcia Eva

Płaszcz/coat - Twiggy Shop
Bluzka/blouse - H&M
Jeansy/jeans - Bershka
Botki/boots - Zara
Torebka/bag - Michael Kors
Szalik/scarf - H&M

środa, 14 grudnia 2016

Nie jesteś ideałem...


foto: Rachel Preeya Photography, source: pinterest



Nie ma ludzi idealnych.
Nawet, jeśli za takich uchodzą.
Ikona lat 90, cudna ciemnoskóra Naomi Campbell nie znosi swoich... stóp. Lata tańca w balecie sprawiły, że ta właśnie część ciała jest według niej okropna i zniekształcona.
Tysiące, jeśli nie miliony ludzi uważali i nadal uważają ją ją za ideał urody, przepiękną boginię o skórze jak heban i niesamowitych kształtach. Ona zaś skupia się na tych nieszczęsnych stopach...
Linda Evangelista, jedna z ikon modelingu, ta z najwyższej półki. To ona uwiodła Kyle'a Maclachlana, czyli agenta Coopera z "Miasteczka Twin Peaks" (starsze dziewczyny wiedzą :), zagrała w teledysku Georga Michaela "Freedom", była zaręczona  z Fabienem Barthezem - kiedyś czołowym bramkarzem reprezentacji Francji.
Nigdy nie znosiła swojego nosa....

I każda z nas potrafi znaleźć w sobie coś, co sprawia, że czujemy się niedoskonałe, nawet, jeśli otoczenie uważa inaczej.

Ja na przykład nie lubię swoich zębów. Mam małą wadę zgryzu, lekko wystający lewy kieł, który od zawsze jest przyczyną moich kompleksów. Nauczyłam się uśmiechać w określony sposób, zaś po cichu zazdroszczę posiadaczkom pięknego uzębienia.
To samo ramiona! Szerokie, zdecydowanie przewyższające rozmiarem pupę...  Podobno jestem klepsydrą ale wiecie co? Mam ochotę tą klepsydrę roztłuc o glebę! Większość ubrań wygląda na mnie źle, muszę się nagimnastykować jak diabli, by wyglądać jak proporcjonalny człowiek...
A jednak mimo wszystko, generalnie lubię siebie! I kieł i ramiona, to ja ;)

Ciężko stwierdzić, w którym momencie zatraciliśmy granice.
Te, kiedy dziewczyny ze "Słonecznego Patrolu" były ideałami urody, ale na Pamelę ze sztucznym biustem patrzyło się z przymrużeniem oka. Tak, była ponętna i seksowna, ale to PAMELA i jej silikon.... Fajniejsze były te inne, bardziej naturalne. A przynajmniej dla ludzi z mojego pokolenia, dzisiejszych trzydziesto - czterdziestolatków.
Potem nagle nastał wiek XXI i do powiększonego biustu doszły nadmiernie zbotoksowane usta, doczepiane włosy, paznokcie przyklejane w różnych konfiguracjach i wielkie sztuczne tyłki by Kardashians.
Stało się to trendy, modne, pożądane... Preferencje "nowego pokolenia".
A jak dla mnie, zwyczajnie.. .zgłupieliśmy!
Tylko taki wniosek nasuwa mi się, patrząc na obecne "ideały piękna".
Zoperowane i to jakoś nieudolnie, tandetne, kobiety z krwi i kości nie uświadczysz.
Doszliśmy do momentu, kiedy podstawowym wyznacznikiem czegokolwiek jest nienaturalny wygląd pod określony styl.
Jak pod szablon - usta glonojada, sztuczne włosy, nadmiar solarium, tu coś wstrzyknięte, tam ostrzyknięte, rzęsy jak u jelonka Bambi z Disney'a... Taki model kobiety jest teraz lansowany w mediach społecznościowych. A dla mnie to straszne!
Nie, nie przemawia przeze mnie zazdrość.
Nie ma żadnej filozofii w wizycie w klinice chirurgii medycyny estetycznej, u fryzjera, kosmetyczki... Płacisz, robisz co chcesz...Powiększasz, zmniejszasz, przyklejasz.
Tylko po co upodabniać się do plastikowego manekina?

To nasze kompleksy nas definiują!
Bo to ja i nie zmienię sobie rysów twarzy, nie powiększę ust - choć podobno powinnam, bo mi nie pasują do stylizacji!!! (opinia specjalistek z Zeberki, dawno mnie tak nie powaliły czyjeś argumenty :). Taka jestem od zawsze.
Pracujmy nad sobą, bądźmy zadbane, ćwiczmy, malujmy paznokcie, chodźmy do kosmetyczki i nakładajmy maseczki. Wszystko jest dla ludzi.
Ale też akceptujmy siebie takimi, jakimi jesteśmy, nie szukajmy nieosiągalnych "plastikowych" wzorców.
I nie wymyślajmy na siłę - coś, co dla Ciebie jest wadą, dla kogoś innego stanowi zaletę!

niedziela, 11 grudnia 2016

Czerwone i czarne




Brunetki dobrze wyglądają w czerwieni!
Dobrze, a jednocześnie "mocno", kolor pasuje do czerni i kontrastowych włosów, natomiast nie każdy takie połączenia lubi.
Ja tak.
Podobno zestawienie kolorystyczne jest agresywne i nieco wulgarne, ja nie widzę w czerwieni nic złego, wszystko zależy od fasonów, które mamy na sobie. Mocny makijaż i czerwona sukienka mini mogą rzeczywiście kojarzyć się zbyt.... :)
Ale płaszcz, golf i jeansy?
Tutaj czerwień to energia i moc, tak potrzebne jesienią gdy buro i brzydko!


 
 


Zdjęcia by Ewa Viosna


Płaszcz/coat - Twiggy Shop
Golf/Turtleneck - Catalina
Spodnie/jenas - ACNE
Botki/boots - Zara
Torebka/bag - Wittchen
Czpka//hat - no  name

środa, 7 grudnia 2016

Książkowe podsumowanie listopada: Camilla Lackberg i Charlotte Link

foto: Empik, kolaż by me


Nie ma chyba gorszego uczucia dla wielbiciela książek, gdy przechadza się między półkami w bibliotece i nie ma co wypożyczyć. To co go interesuje jest w większości już przeczytane albo "w obiegu", reszta jakoś nie kusi... Ewentualnie... zapomina wszystkie tytuły czy autorów na których trafił wcześniej i miał ochotę się zapoznać... Nagle czarna dziura w głowie...

Tak często właśnie mam gdy wybieram się do mojej osiedlowej biblioteki.

W listopadzie miałam jednak szczęście, bardzo miła bibliotekarka poleciła mi autorkę, której do tej pory nie znałam, Charlotte Link. Chronologicznie przeczytałam ją jako ostatnią w miesiącu, ale chcę zacząć od niej.
Książka bardzo dobrze napisana. Zdała mój test "dwóch pierwszych zdań" - wciągnęła mnie od razu.
Oczywiście kryminał, którego akcja rozgrywa się w małym angielskim miasteczku Stanbury, w starej rodowej posiadłości, należące do Patricii, żony jednego z bohaterów. Ci zaś to Leon, Tim i Aleksander, przyjaciele od czasów szkolnej ławy, od kilku lat spędzający razem z rodzinami ferie i wakacje w tym właśnie gronie i miejscu. Co już samo w sobie wydaje się odrobinę dziwne, bo w całym towarzystwie dużo jest ukrytych wzajemnych animozji i antypatii. Okazuje się, że jest i tajemnica sprzed lat...
Historię zaczynamy w momencie gdy Jessica, po powrocie ze spaceru znajduje zwłoki części pozostałych mieszkańców... Kto zabił? I dlaczego?
Podoba mi się psychologiczny aspekt tej książki i przekrój postaci (zwłaszcza kobiecych) w niej ukazanych. Mamy więc dominującą i władczą Patricię, która silną ręką rządzi swoją rodziną, depresyjną, "zajadającą" problemy Evelyn i Jessicę, która jako najmłodsza dołączyła do grona, będąc drugą, "nową" żoną Aleksandra. To właśnie z perspektywy tej ostatniej ukazana została cała historia.
Akcja rozgrywa się wartko, właściwie do końca losy bohaterów są przedstawione tak, że nie wiadomo kto zabił, bowiem kilka osób miało motyw by to uczynić.
Ta książka spodobała mi się na tyle, że teraz czytam kolejną tej samej autorki. Również wciąga!

A poza tym? pochłonęłam, bo nie da się tego inaczej określić, pozostałe części serii Camilli Lackberg. Wciągnęłam się, kończyłam jedną i zaczynałam drugą. Niecałe dwa tygodnie, 5 książek.
"Ofiara losu", "Niemiecki bękart", "Syrenka", "Latarnik" i "Fabrykantka aniołków".
Bardzo polubiłam Fjjalbackę, małe i piękne (tak myślę!) szwedzkie miasteczko, w którego okręgu rozgrywają się wszystkie morderstwa. Bo jak na prawdziwie kryminały przystało, w każdej części pojawia się zbrodnia i odpowiedzialny za nią (lub za nie) czarny charakter. Są oczywiście i dzielni policjanci, Patrik Hedstrom i jego ekipa z posterunku oraz pomagająca mu żona, pisarka Erica Falk.
W każdej części poza wątkiem kryminalnym pojawia się mnóstwo wątków z życia osobistego bohaterów głównych i drugoplanowych, które ciągną się właściwie od części pierwszej więc warto czytać chronologicznie.

niedziela, 4 grudnia 2016

Mazowszanka




Zakochałam się w tej spódnicy od pierwszego wejrzenia!
Ma fason, który na pierwszy rzut oka powinnam sobie darować od razu. Plisowana, z kieszeniami, do połowy łydki dla kogoś o wzroście 160 cm? A jednak, nie potrafiłam jej NIE KUPIĆ :)
Jest idealnie odszyta, z 100% wełny w pięknym grafitowym odcieniu a kosztowała kilka złotych - niech żyją lumpeksy! Po odświeżeniu w pralni chemicznej wygląda idealnie.
Ponadto, gdy zmierzyłam ją z wysokimi obcasami, już wiedziałam, że ja i ona to będzie dobre połączenie.
Dla zachowania proporcji i korzystając z resztek jesieni na górę założyłam krótką ramoneskę, dodającą tej jakby nie patrzeć niecodziennej spódnicy nieco rockowego charakteru. 
Koszula z moim ulubionym typem ozdoby - wiązaniem pod szyją. Jej szafirowy kolor idealnie komponuje się z czernią i szarością.
Wyszła z tego Mazowszanka po godzinach, w mniej ludowym wydaniu. Czyli 100% mnie - mieszanka nieoczywista :)


 





Spódnica/skirt - Mondi by Escada
Koszula/shirt - Twiggy Shop
Ramoneska/jacket - Choies
Torebka/bag - Michael Kors
Botki/boots - Zara
Rękawiczki/gloves - Mohito

środa, 30 listopada 2016

Peeling cukrowo - solny olej arganowy i figi Green Pharmacy, orzeźwiający żel pod prysznic O'Herbal werbena, rewitalizujący balsam odżywczy do rąk i paznokci Vis Plantis jagody goji + poly-helixan, krem na zmarszczki Age Killing Effect Vis Plantis



Cześć Kochani!
Dzisiaj nie stylizacyjnie, za to pielęgnacyjnie, urodowo i pachnąco!
Jednym słowem - kosmetycznie!
Same nowości (u mnie), trzy bardzo fajne, jeden dobry :)
Ciekawi?




Peeling cukrowo - solny olej arganowy i figi Green Pharmacy
Figi kocham miłością wielką, straszliwą i... głównie kulinarną, a konkretnie... brzuszkiem łasucha :) Uwielbiam świeże, takie z drzewa (na Cyprze smakują wybornie!) jak i suszone, dostępne w polskich sklepach. Za to kosmetyku z nimi nigdy nie miałam.
Byłam ciekawa tego peelingu chyba najbardziej z całej gamy wymienionych tutaj rzeczy, użyłam go tego samego wieczoru, gdy zawitał do mojej łazienki.
Od razu spodobała mi się konsystencja, drobnoziarniste peelingi nie są dla mnie, lubię grube "zdzieraki". Ten produkt ma właśnie takową strukturę. Do tego obłędnie wręcz pachnie (te FIGI!) i robi to, co lubię - usuwa martwy naskórek, ale nie wysusza. Na skórze pozostaje lekki film, nie muszę się "balsamować". Nawilża.
Wielkie TAK!
Gdzie kupić? sklep on line Elfa-Pharm, Drogerie stacjonarne typu Rossmann
Cena: ok. 15,99 zł regularnie




Orzeźwiający żel pod prysznic O'Herbal - werbena
Początkowo ten zapach mnie odstraszył. Przy pierwszym prysznicu pomyślałam, że jest dziwny...
Potem użyłam ponownie i po raz kolejny.
W którymś momencie spodobał mi się, tak samo jak klarowna, przezroczysta formuła oraz całkiem fajna pianka powstała podczas mycia. Opakowanie wygodne, estetyczne, a producent reklamuje, że bez sls i parabenów.
Składowo, laik ze mnie, chemię miałam po raz ostatni w liceum, dość dawno to było :)
Za to moja skóra działa lepiej niż papierek lakmusowy, jeśli coś jest za bardzo "nasycone" od razu mam uczulenie lub po prostu uczucie przesuszenia i podrażnienia.
A tutaj jest fajnie, nawet, jeśli nie użyję balsamu. No i ten... zapach!!!! Teraz go uwielbiam! Fajna roślinka ta werbena :)
Gdzie kupić? Jak cukrzaka, i w sieci i stacjonarnie
Cena: ok. 12 zł bez promo




Rewitalizujący balsam odżywczy do rąk i paznokci Vis Plantis jagody goji + poly-helixan
Kosmetyk z tej serii, przeznaczony do pielęgnacji dłoni już opisywałam TUTAJ
Tym razem jednak inne dobra naturalne w składzie, między innymi jagody goji i filtrat ze śluzu ślimaka.
Jak podaje producent, regeneruje, nawilża, odmładza i koi. Według mnie: tak, tak, nie, tak :)
Z tym odmładzaniem zawsze mam problem z kosmetykami, nie oszukujmy się, nic nie odmładza, co najwyżej dobrze napina skórę.Tutaj zaś tylko lekko wygładza, ale mnie to pasuje!
Nie zmienia to faktu, że ta seria to najlepszy balsam do rąk, jaki miałam. Bardzo ładnie pachnący, estetycznie opakowany i z wygodną w użyciu pompką.
Gdzie kupić? Jak wyżej
Cena: 14,99 zł regularnie




Krem na zmarszczki Vis Plantis Age Killing Effect
No i trafiamy na najsłabsze ogniwo, czyli ten oceniony jako tylko dobry.
Od pewnego czasu zwracam coraz większą uwagę na kremy "przeciwzmarszczkowe".
Śmiechy - chichy, ale jakoś akt urodzenia swoje, charakter swoje, a twarzyczka swoje :)
Czyli wypadałoby już zacząć używać, bo świeżość pierwiosnka powoli ucieka!
To, co mi się podoba, to zapach i lekka konsystencja. Krem ma w składzie pozyskany bitechnologicznie biomimetyczny peptyd miorelaksacyjny (2%), który ma za zadanie odprężenie mięśni twarzy i działa podobnie jak naturalny składnik, znaleziony w jadzie żmii świątynnej.
Być może tych zmarszczek jeszcze nie mam w takim stopniu, bym widziała różnicę. Bo nie widzę. Poprawy owalu (w moim przypadku okrąglaczka) też nie zauważyłam.
Fajnie nawilża, nie uczula i nadaje się pod makijaż, takie moje wnioski. Ale szału nie ma.
Gdzie kupić? On - line i w drogeriach stacjo
Cena? 29,99 zł

niedziela, 27 listopada 2016

Vintage Dior



Dziś debiutuje granatowy wełniany bezrękawnik Dior, o którym pisałam Wam w poście - przewodniku po czestochowskich second handach TUTAJ
Uwielbiam ubrania ze szlachetnych tkanin, a wełna niewątpliwie do takowych należy. I nawet "czepliwość" do niej rozmaitych kłaczków mi nie przeszkadza. To po prostu jakość!

Zestawienie bez płaszcza, bowiem zdjęcia robione tydzień temu, gdy pogoda była wprost nieprzyzwoicie piękna. Poza tym chciałam Wam pokazać ten ciuszek w całej krasie.
Sukienkę założyłam... tyłem na przód :) A może właściwie?
Zdania są podzielone, myślę, że mogą ją nosić w obu wersjach, natomiast z kopertowym tyłem bardziej mi się podoba, takie rozwiązanie jest mniej oczywiste :)
Do tego klasyczny, szary (wełniany a jakże:) golfik, również z second hand, podobnie jak torebka. Właściwie tylko botki mam normalne "sklepowe" z Zary.
Postawiłam na retro i prostotę, podkreśloną jedynie czerwonymi ustami . To już podobno mój znak rozpoznawczy :)




Zdjęcia: Ewa

Sukienka/dress - Dior
Golf/turtleneck - Blue Motion
Torebka/bag - Carriage
Botki/boots - Zara
Okulary/sunglasses - Ray Ban

środa, 23 listopada 2016

Billy





Fotografowanie to pasja, to mój sposób na życie. Uwielbiam chwytać ulotne doznania, szczęśliwe momenty, piękne krajobrazy i utrwalać je już na zawsze okiem obiektywu.
Zawsze w samolocie moim bagażem podręcznym jest duża torba fotograficzna, jest to zresztą "torebka", którą noszę najczęściej, pomimo, że mam kilka innych, bardziej ulubionych :)
Ja i mój aparat tworzymy po prostu zgrany zespół, nie ważne czy lecę na Cypr czy jadę do Krakowa. Zawsze on i ja.



 



 Zdjęcia Ewa


Golf/turtleneck  - Blue Motion
Spodnie/trousers - F&F
Botki/boots - Zara
Ramoneska/jacket - Shein
Torebka/bag - Carriage